Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 30.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   831   —

nie dokuczała. Był zupełnie przytomny, o czym świadczyła jego rozmowa z doktorem.
Gdy chory ujrzał swą ukochaną, na bladej jego twarzy ukazał się rumieniec radości.
— Chodź, Emmo — prosił. — Pomyśl sobie, pan doktór Zorski mówi, że zna moją ojczyznę.
Emma wiedziała już o wszystkim, ale udawała, że jest to dla niej nowiną.
— A, to bardzo szczęśliwe spotkanie!
— I mojego brata zna także. Widział się nawet z nim przed odjazdem.
A brat tymczasem siedział ukryty za firankami. Nie wolno było pacjentowi powiedzieć, że ten brat znajduje się obok niego. Trzeba było unikać; wszelkiego rodzaju wstrząsów psychicznych. Zresztą, był on swoim poprzednim chorobliwymi stanem i przebytą operacją tak osłabiony, że prawie ciągle spał. Jasne chwile należały do rzadkości. I teraz poczęła ogarniać go senność. Zaledwie Zorski wstał i Emma zajęła jego miejsce, chory chwycił jej rękę, uśmiechnął się i zamknął powieki.
W ten sposób zazwyczaj zasypiał.
— Czy już nie ma wcale obawy? — szeptała Emma do Zorskiego.
— Nie. Ten wiecznie wracający spokój, ten zdrowy sen pokrzepi go fizycznie i moralnie. Ale i pani musi przecież należycie odpocząć.
— O, ja jestem silna, sennor! Proszę się o mnie nie troszczyć!
Zorski wyszedł, zabrawszy ze sobą Helmera. Udali się przed dom, by przyjrzeć się życiu obozowemu żołnierzy. I Mariano był z nimi również.