Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 29.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   823   —

Po jakimś czasie wrócił jeden z oficerów z pakietem listów, który wręczył Indianinowi.
Gdy hacjendro zobaczył listy, zbladł śmiertelnie. Teraz oczy jego były zwrócone na twarz Juareza. Domownicy oczekiwali wyniku sprawy z bijącym sercem. Wreszcie Juarez skończył czytanie. Wstał z krzesła i zapytał hacjendera:
— Odebrałeś te listy i czytałeś je?
— Tak.
— A odpowiedziałeś na nie?
— Tak.
— A więc skłamałeś. Jesteś zwolennikiem prezydenta. W takim razie członkiem sprzysiężenia przeciw wolności ludu. Tu masz swoją nagrodę.
Wyciągnął pistolet i wypalił. Hacjendero trafiony w czoło padł na ziemię. Groźny krzyk przestrachu wydobył się z grona rodziny. Juarez zwrócił się do nich ze spokojem i obojętnością:
— Milczcie! I wy jesteście winni, ale nie umrzecie. Opuścicie ten dom. Konfiskuję hacjendę na rzecz państwa. Zabierzecie z sobą konie, które poniosą wasz majątek. I pieniądze zabierzcie. A teraz — precz mi z oczu!
— Wolno nam zabrać zmarłego? — zapytała żona, łkając.
— Można.
Zabrali drogie dla siebie zwłoki. Po upływie godziny nikogo z właścicieli nie było w hacjendzie. Teraz Juarez oddał ją swoim żołnierzom. Splondrowano cały dom i wszystkie przyległe budynki. Potem zabito parę wołów i rozpoczęła się uczta pod gołym niebem.