Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 24.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   659   —

— Że nigdy panu nie odmówiłbym tego! — dokończył książę. — Floro, kochaj go i uczyń szczęśliwym!
Z chwil szaleńczej radości i niewypowiedzianego szczęścia pierwszy ocknął się książę.
— A teraz czas pisać listy do Zalesia — rzekł. — Chciałbym jednak, by pani Zorska nie wiedziała, że to ja przyjeżdżam. Napisz, Floro, inne nazwisko. Oznajmij, że posyła nas do nich doktór Zorski, i że przywieziemy od niego listy polecające.
— A czy można w ten sposób? — zapytała Flora.
— O, naturalnie. Książę ma prawo podróżować incognito — pośpieszył Otto z odpowiedzią.
Następnie książę z dziećmi zasiadł do stołu, by dokończyć przerwany obiad. Byli w doskonałych humorach, tak, że po krótkim czasie wszystkie półmiski były opróżnione.
Wreszcie rozmowa wróciła na dawne tory.
— Właściwie bardzo niemiły jest fakt, że znalazłem go i znowu straciłem. Gdyby się choć jeszcze jeden dzień zatrzymał, byłby tu z nami równie szczęśliwy. Czy nie powiedział jak długo trwać będzie ta jego podróż morska?
— Nie, gdyż sam nie mógł tego dokładnie określić. Pragnie on bowiem złowić jeden z najgroźniejszych statków pirackich.
— Oh, Boże, co za niebezpieczeństwo! — krzyknęła Flora.
— Ależ Otto żartuje! Na małym jachcie nie napada się na rozbójników morskich!
— Nie żartuję, ojcze. Jest to bardzo ważna