Przejdź do zawartości

Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   635   —

otworzył i przed Ottonem stanął posłaniec z depeszą.

„Mój syn w Anglii. Gdzie — niewiadomo.
Nie wiem kiedy wróci“.

Treść depeszy była strasznym ciosam dla malarza. Chciał bowiem sprowadzić Zorskiego i ratować ojca swojej ukochanej.
Zasnął dopiero o świcie.
Gdy się obudził, słońce już stało wysoko. Szybko ubrał się i zszedł na dół do gościnnej komnaty, by zjeść śniadanie. Nie było nikogo, prócz jednego mężczyzny w stroju żeglarza. Siedział nad szklanką rumu. Otto nie wierzył własnym oczom.
— Czyż możliwe?! — zawołał. — Helmer, sternik Helmer!
Helmer wstał również zdziwiony.
— Pan Rudowski! — zawołał. — Pan Otto! Co za dziwne spotkanie!
Przywitali się. Rozmawiali bardzo serdecznie.
— Mój Boże! Więc i Zorski jest tutaj? Gdzież; on? Chcę się z nim zaraz zobaczyć.
— Mieszka w tym domu. Poszedł późno spać i może teraz leży jeszcze w łóżku, o, nie, właśnie nadchodzi!
Przywitali się serdecznie. Potoczyła się żywa rozmowa. Mieli sobie dużo, dużo do powiedzenia.
Kiedy poprzedniego wieczora Flora wróciła do domu, ojciec spał. Przed północą zadzwonił. Pośpieszyła do niego i zastała go siedzącego na szezlągu. Obok niego leżało wielkie opieczętowane pismo.
Flora przywitała go serdecznie.