Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   603   —

Właśnie w zamku pana nadleśniczego Rudowskiego mały Robert pokazywał swoje rysunki — obrazki rozmaitych zwierząt — gdy wszedł Ludwik, i stojąc na baczność, wojskowym zwyczajem, oznajmił, że w lesie widział wilka. Miła niespodzianka
— Po śniadaniu, mociumdzieju, zabierzemy się do nich! — zawołał ucieszony pan rotmistrz.
Mały Robert wyraził chęć brania udziału w polowaniu, otrzymał jednak sporą burę. Nie powstrzymało go to jednak od raz powziętego zamiaru. Zabrał swoją dwururkę i mówiąc ojcu, że idzie strzelać do wron, udał się do lasu nad staw z forelkami. Dzielny chłopiec nie przeczuwał nawet, jakie mu groziło niebezpieczeństwo..
W niespełna pół godziny zatrzeszczało coś w lesie. Malec zwrócił w tę stronę głowę i w tej chwili przystanął.
— Pies! — szepnął. — Strasznie wielkie psisko! A może to nawet wilk?
Szybko stanął za najbliższym dębem. Trzydzieści kroków przed nim stał zwierz podobny nieco do psa; śpiczaste jego uszy nadsłuchiwały, szeroki ogon zwisał spokojnie. Było to wielkie, potężne, ale bardzo chude zwierzę.
Posunęło się o dziesięć kroków naprzód.
Robert podniósł strzelbę. Ręka mu nie zadrżała, gdyż miał dwa naboje.
Wycelował prosto w pierś zwierza. Huknął