Przejdź do zawartości

Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   625   —

Potem lata dziewczęce. Była piękna, wszyscy; o tym wiedzieli. Miała setki wielbicieli, ale żaden jej nie przypadł do serca. Książę łajał, ją, nadaremnie. Sam nawet wybrał dla niej męża, ale ona — posłuszna zazwyczaj córeczka — stawiła opór. Sama chciała sobie wybrać tego, który będzie miły jej sercu. Ojciec gniewał się, ale w końcu uległ jej stanowczości.
Nagle beznadziejnie zachorował. Choroba ta spowodowała, że książę zaczął rozmyślać na przyszłością i przeszłością. Spostrzegł, że jego życie było nieprzerwanym pasmem grzechów. Ogarnął go żal i skrucha. Przypomniał sobie wszystkie ofiary swej namiętności, a w szczególności jedną Polkę. W jego gasnącym mózgu obudziło się wspomnienie dnia, w którym shańbił tę dziewczynę.
Pewnego razu wyszedł ze swego parku na przechadzkę, zatopiony w tych niewesołych myślach. Naraz coś zaszeleściło w krzakach i wyskoczyła z nich stara wstrętna cyganka.
— Znasz mnie, Olsunna? — zapytała.
Przyglądał się jej pooranemu obliczu, nie poznał.
Zaśmiała się złośliwie i rzekła z szyderstwem:
— Strasznie postarzeliśmy się oboje! Nikt nas teraz nie pozna! Zdaje mi się, że nie poznajesz cyganki Carby, ale żeś o niej nie zapomniał, tegom pewna!
Przeląkł się i zapytał:
— Czego chcesz ode mnie?