Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   579   —

czuję sympatyczną istotą u mego boku, mówię niewiele, czuję, myślę i marzę tylko.
— Chodź pan więc ze mną, będziemy razem marzyć.
Pociągnęła go za sobą i skręcili w małą uliczkę.
Gdy mówiła do niego, coś magicznego drżało w jej głosie. Zaprowadziła go nad rzekę Manzanares, której fale srebrzyły się w blasku księżyca.
— Na wodzie najprzyjemniej jest marzyć, a umie pan wiosłować? — zapytała.
— Umiem, weźmiemy jednak wioślarza. Chcę dzisiaj być z panią.
Siedząc obok siebie w łodzi, marzyli. Nie rozmawiali ze sobą, a Ferdinand, położywszy swą głowę na jej ramieniu, marzył w cichą, księżycową noc...
Obudził się z marzeń, spojrzał na nią i przeląkł się prawie. Wielkie szczęście wstrząsnęło nim. Zdjęła maskę! I teraz patrzyły nań piękne oczy, o blaskach brylantów.
— Ach, jaka piękna — szeptał.
Na jej żądanie zdjął swoją maskę i tak patrzyli na siebie, a spojrzenia ich wkradały się w serca...
Ferdinando oczarowany pięknością swej towarzyszki, błagał ją, by została jego żoną.
— I ty jesteś piękny — szeptała. — Ale widzimy się ze sobą po raz pierwszy i ostatni. Jestem narzeczoną innego, nie kocham go. Niech ci się zdaje, że jestem rzeczywiście czarodziejką, która zniknie i nie szukaj jej nigdy, przenigdy!
Rozkazała wioślarzowi płynąć w dół, z prądem.