Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   600   —

Urzędnicy kolejowi otrzymali rozkaz gorliwego doglądania drogi żelaznej.
W jednej z budek strażniczych, niedaleko Zalesia siedział dozorca, dróżnik z naszym znajomym Ludwikiem i prowadził bardzo interesującą rozmowę o hiszpańskich muchach, które zjadła hrabina Róża i dlatego zachorowała tak strasznie, że nie pojmowała co się dokoła niej działo. Dopiero wyleczył ją z tej choroby doktór Zorski.
Za dwie minuty miał nadejść pociąg pośpieszny. Dozorca wyszedł na linię.
Pociąg przeleciał obok, jak smok ogniem ziejący.
Dróżnik z Ludwikiem stali jeszcze parę chwil, patrząc za oddalającym się pociągiem, gdy nagle dał się słyszeć dziwny szum, niby wycie jakiegoś dziwnego zwierza.
— Mój Boże, trzęsienie ziemi!
— Ach nie, to pociąg przepadł! Na ratunek!
Pobiegli. Nieszczęście stało się na linii sąsiada. Woda przerwała groblę, a lokomotywa wryła się w ziemię.
Krzyki, wrzaski, płacze nie do opisania. Ratowano co się dało.
Młody mężczyzna w liberii krzątał się koło przewróconego wagonu.
— To mój pan — rzekł do ratujących.
Wyniósł go ostrożnie z przewróconego wagonu. Ludwik mu pomagał. „Pan“ był w stanie głębokiego omdlenia.