Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   373   —

polecające od takich osobistości, że najgorszy nieprzyjaciel pana musiałby ich usłuchać. Oto moja ręka. Proszę pozwolić zaliczyć się do grona pańskich przyjaciół i proszę zaszczycić mię pozwoleniem pomożenia panu w tych dziwnych zawikłanych sprawach.
Zorski uścisnął podaną mu dłoń i rzekł:
— Wiedziałem, że mam do czynienia z człowiekiem honoru. Proszę pozwolić, byśmy zostali przyjaciółmi i proszę mi nie odmawiać w ważniejszych kwestiach swojej pomocy.
Komisarz miał minę coraz bardziej gapowatą. Prokurator zwrócił się do niego i rzekł:
— Znowu pan strzelił strasznego byka. Urząd policyjny, który buduje swoje zeznania na jakichś fantazjach, nie spełnia swego zadania należycie. Dlatego będę zmuszony panu nie dowierzać. Proszę tych panów prosić o przebaczenie.
Z głową zmytą jak pudel, oblany wodą, podszedł bliżej i rzekł:
— Proszę mi wybaczyć, panowie.
Zorski zamiast odpowiedzi skinął nieznacznie głową, lecz poczciwy nadleśniczy nie mógł sobie odmówić satysfakcji i rzucić mu jeszcze parę słów na pożegnanie.
— Bardzo jestem ciekaw usłyszeć coś o tych awanturach pańskich w Hiszpanii — rzekł prokurator. — Ma pan może kwadransik czasu? Obok mam gabinet prywatny. Tam znajdzie się jakieś cygaro i lampka wina, więc proszę, chodźmy tam.
Tymczasem w Zalesiu mały Robert pobiegł w