Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   371   —

— Wszelkie sprzeciwianie się władzy muszę sobie wyprosić — zastrzegł się komisarz.
— Ja zaś muszę sobie wyprosić wszelkie kroki, o których w dokumencie nie ma mowy. Zdaje m i się, że pan mnie sobie przedstawia w fałszywym świetle i zwracam panu uwagę, że pociągnę pana do odpowiedzialności.
Te słowa i ton, w jakim je Zorski wypowiedział, zrobiły widocznie wrażenie na komisarzu. Skłonił się grzecznie i odpowiedział:
— Spełniam tylko mój obowiązek.
— Zbadajmy wpierw dokładniej ten obowiązek — rzekł Zorski. — Powiedział pan przecież wczoraj panu kapitanowi, że poszukują mię w Hiszpanii gończymi listami. Proszę mi te listy pokazać.
— Nie mam żadnego przy sobie — odpowiedział komisarz.
— Czytał pan przynajmniej jeden z nich?
— Nie muszę się tłumaczyć przed panem.
— Dobrze. Widzę jak sprawa stoi. Powiedział pan kapitanowi nieprawdę. O listach gończych nie ma mowy. Wiedzą tylko w Rodriganda, gdzie się znajduję, więc chcą, by mię z oka nie spuszczać. Jak więc może mię pan aresztować?
— Więc pan pójdzie ze mną do pana prokuratora?
— Tak.
— Proszę wsiąść do mojej bryczki.
— Na to się zgodzić nie mogę — rzekł Zorski. — Nie jestem mordercą, bym jechał w towarzystwie żandarmów. Pan kapitan będzie tak do-