Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   328   —

nadleśniczego. Nadleśniczówka, to gmach wysoki, na kształt zamku budowany. Poznać było, że był przeznaczony dla innych i liczniejszych mieszkańców niż ci, którzy go teraz zamieszkiwali. Zarazem jednak mury poczerniały, przeznaczono go więc na siedzibę nadleśniczego.
Nadleśniczy Rudowski nie był żonaty, a że zamieszkiwał ten ogromny zamek, sprowadził do niego daleką krewną z jej córką. Krewna ta, pani Zorska, była matką sławnego operatora, doktora Karola Zorskiego. Była wdową już od dłuższego czasu, więc zgodziła się chętnie na propozycję swego krewnego, którego powszechnie nazywali kapitanem, gdyż rzeczywiście był kapitanem podczas obrony kraju.
W bocznym zabudowaniu, które właściwie wyglądało jak oficyny zamku, mieszkała rodzina sternika Helmera. Składała się ona z najczęściej nieobecnego ojca, z jego żony i pięcioletniego synka, małego Roberta, wielkiego wisusa, ulubieńca całego zamku.
Pewnego wczesnego poranka siedział kapitan w swojej pracowni i sprawdzał rachunki. Była to robota dla niego najprzyjemniejsza, toteż czoło groźnie marszczył i w oczach jego zajaśniała błyskawica gniewu, gdy się znalazł ktoś, kto mu w tej pracy przeszkodził.
Wtem zapukano do drzwi.
— Wejść! — krzyknął kapitan tonem komendy.
Drzwi otworzyły się i wszedł pomocnik leśniczego, Ludwik. Był on jego prawą ręką. Służył