Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   273   —

wreszcie pobożnego mnicha i zapraszał go często do swojego mieszkania.
Korzystał ile możności z gościnności starca i z czasem począł odwiedzać słabych w celach więziennych, pocieszając ich modlitwą.
Dowiedział się w końcu, że pomiędzy uwięzionymi znajduje się także doktór Zorski.
Wówczas zaczął myśleć poważnie o oswobodzeniu go. Ale do tego potrzebował pieniędzy, a tych, niestety, nie miał. Myślał długo, skądby je wziąć, wreszcie przypomniał sobie kasztelana, o którym wiedział, że wyprowadził się już z zamku i mieszka w Manrezie. Poszedł więc do niego i został serdecznie przyjęty.
— Bogu dzięki, że przychodzicie, mój ojcze duchowny — rzekł Alimpo — już myślałem, żeście o nas i o naszych przyjacielach zapomnieli. Moja Elwira także była tego zdania.
— Przeciwnie, o nikim nie zapomniałem. Cały czas pracowałem nad oswobodzeniem doktora Zorskiego.
— Czy wiecie, gdzie on się znajduje?
— Tak, niedawno dopiero się dowiedziałem.
— Gdzie jest?
— W Barcelonie uwięziony.
— Oh, słyszysz, moja droga Elwiro?
— Słyszę, mój kochany Alimpo — odrzekła. — Założyłabym się nie wiem o co, że to sprawka Korteja. Czy długo będzie siedział w więzieniu? zieniu?
— Musimy mu pomóc, a zostanie uwolniony.