Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 09.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   256   —

— Alimpo, rozkaż zaprząc konie do powozu.
— Czy kontezza znowu wyjeżdża?
— Tak.
Poszła do mieszkania adwokata. Hrabianka bywała bardzo rzadko u notariusza, toteż zdziwił się bardzo, gdy ją zobaczył.
— A, donna Róża! Proszę usiąść — rzekł, podsuwając jej krzesło.
— Nie mam czasu siadać. Przyszłam, by zadać panu pewne pytanie.
— Słucham.
— Czy pan wie o tym, że doktór Zorski wyjechał z korregidorem z Manrezy?
— Nie, nic o tym nie wiem.
— Pan kłamie! — krzyknęła gwałtownie. Sennor kłamie bezwstydnie.
— Kontezzo — odparł prawie groźnie.
— Jak śmie pan do mnie przemawiać takim tonem. Natychmiast jadę do korregidora i dowiem się, czy pan w tym maczał pałce. Addio.
Wyszła, pozostawiając oniemiałego adwokata. Zbliżył się do okna i rzeczywiście ujrzał ją, odjeżdżającą do Manrezy.
— Hrabianka też zaczyna być niebezpieczna — rzekł do Klaryssy, która w tej chwili weszła do jego gabinetu.
— Będę musiał użyć moich niezawodnych środków. Czy będziesz mogła dodać do herbaty hrabianki kilka kropel trucizny?
— Dobrze, już ja to załatwię, ale przyrzek--