Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   225   —

i nie miss Lindsay. Nie podejrzewam nawet lokaja, gdyż wiem, jak służba jest przywiązana do ojca pani. Pozostaje więc tylko ktoś z trzech osób, które wyliczyłem przed chwilą. Oni bowiem — powiedzmy otwarcie — życzyli sobie, by ojciec pani zginął.
— Co za ohyda! — zawołała wstrząśnięta do głębi Róża.
— Nie koniec na tym — ciągnął dalej Zorski — dowiedziawszy się, że zamierzamy uzdrowić hrabiego za pomocą znanej mi przeciwtrutki, postanowili chwycić się najradykalniejszego środka — uprowadzenia hrabiego.
— To pan sądzi, Karlosie, że ojciec nie uciekł w przystępie szału, tylko został porwany?
— Jestem tego najzupełniej pewny. Ojciec pani był tak osłabiony, że nie potrafiłby nawet o własnych siłach wstać z łóżka, a cóż dopiero uciec.
— Ale czy ojciec żyje jeszcze? — pytała Róża z trwogą.
— Sądzę, że tak — odpowiedział Zorski.
— Gdzie jest?
— Tego nie wiem, ale sądzę, że żyje, gdyż w „Baterii“ podrzucono innego trupa.
— Ależ to cały splot zbrodni! — nie posiadała się z gniewu hrabianka — pocóżby to mieli zrobić?
— Ponieważ chcieli, żeby Alfons objął spadek po ojcu, a z jakichś względów nie chcieli czy nie mogli uśmiercić dona Emanuela. Podrzucili więc do przepaści innego trupa i spisali protokół, że to jego zwłoki.