Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 08.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   220   —

biego polecenie wypłacenia Zorskiemu tysiąc dukatów jako honorarium. Będzie to świadczyło przeciwko Zorskiemu.
— Myślisz, ojcze, że się uda?
— Na pewno, sprawa jest zupełnie jasna. Zorski jest po prostu zgubiony.
— Czy ten kwit jest naprawdę fałszywy?
— Nie, najprawdziwszy w świecie. Ale cóż z tego, kiedy się raz dostanie w ręce policji, będziemy się starali o to, żeby już nigdy nie zobaczył świata Bożego.
— Doskonale! — zawołała Klaryssa. — Bóg nie zapomina o swych wiernych, a ciebie, Gasparino, obdarzył niebylejakim rozumem. Chwała niechaj Mu będzie wieczna za miłosierdzie i opiekę nad nami, najpokorniejszymi sługami Jego!
— Amen — powiedział notariusz. — Alfonsie, jedź zaraz do Manrezy.
— Po co?
— Domyślny jesteś, synu nie ma co! Masz zaraz sprowadzić policję. Dziś jeszcze ten łajdak powędruje do aresztu.
— Z największą przyjemnością — odpowiedział Alfons — ale czy możemy być pewni, że to się uda?
— Musi się udać, musi! — zapewnił go stary, łotr. — Ręczę za to, że się uda!
— No, a Róża? Przecież ona nie odstępowała ojca na chwilę, nawet z pewnością wie o tym kwicie i będzie świadczyła przeciwko nam.
— Hm, to jest poważna przeszkoda — zastanowił się notariusz — sądzę jednak, że zaradzimy temu jakoś. Tego Polaka odstawimy do Barcelo--