Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 07.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   202   —

Alimpo załamał ręce i wybuchnął głośnym płaczem.
— O, panie nasz łaskawy! — wołał — łaskawy panie hrabio! Don Emanuelu, któżby mógł przypuścić, że taki okrutny los pana spotka?!
Wśród przywiązanej do hrabiego służby rozległy się płacz i zawodzenie, tylko notariusz i Alfons pozostali spokojni zupełnie i obojętni. Zewsząd biegły w ich stronę zgorszone i gniewne spojrzenia, toteż Alfons, chcąc naprawić swój błąd, przybrał minę zmartwionego i przystąpił do zwłok, chcąc uklęknąć.
Cofnął się jednak ze wstrętem.
— To niemożliwe! — zawołał. — Tak okropnego odoru nikt nie wytrzyma!
Zorski zmierzył go pogardliwym spojrzeniem, podszedł do bezkształtnych zwłok i pochylił się nad nimi, chcąc zbadać przyczynę wypadku.
— Stój pan! — powstrzymał go notariusz — nie pozwalam ruszać zmarłego przed przybyciem doktora Ciellego z Manrezy. Cofnij się pan!
— Nie wiem, na jakiej zasadzie ośmiela mi się pan rozkazywać — odpowiedział Zorski. — Sam wiem o tym doskonale, że zabitego nie wolno ruszać przed przybyciem lekarza sądowego, ale nikt mi nie może zabronić przyjrzeć się zbliska trupowi.
— Jako generalny plenipotent zmarłego mam nie tylko prawo, ale nawet obowiązek zważania, żeby wszystko odbyło się zgodnie z prawem — odpowiedział notariusz dumnie. — Usuń się pan stąd, bo i tak hrabiemu nie pomożesz. Dość złego