Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 06.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   153   —

— Ojcze drogi! — błagała — uspokójże się na miły Bóg! Przecież ty nie jesteś Alimpo.
— Ja jestem Alimpo — powtarzał hrabia bezmyślnie — pański wierny Alimpo!
Hrabianka wybuchła głośnym łkaniem. Poczęła gładzić zwichrzone dziko włosy ojca, całowała zimne jego ręce i twarz, tuliła go i uspokajała jak dziecko, ale hrabia pozostał nieczuły i obojętny na jej wysiłki. Wreszcie odepchnął ją niecierpliwie i rzekł:
— Nie duś mnie! Jestem Alimpo, wierny; Alimpo!
Róża załamała ręce i poczęła się słaniać, blada jak trup. Miss Amy objęła ją w pół i zaprowadziła na sofę. W pokoju hrabiego rozległ się głośny, żałosny płacz dziewcząt i kasztelanowej, nawet Alimpo chlipał cicho, spoglądając bezradnie na nieprzytomnego pana.
Jeden tylko hrabia pozostał obojętny i powtarzał swoje: — nie róbcie mi nic złego, ja jestem Alimpo.
— Boże, Boże! — łkała Róża — co począć?
— Wezwijmy pana Zorskiego — poradziła przytomniejsza od niej koleżanka.
Róża zerwała się na równe nogi. Znagła rozbudzona nadzieja błysnęła w jej oczach.
— Tak — zawołała — masz rację.
— Ach Boże! — przypomniała sobie nagle. — Doktór wyjechał do Barcelony! Alimpo, wysłać mi natychmiast konnego posłańca za nim, niech go zawróci z drogi!