tunek ten był już spóźniony, gdyż ani jedna kropla zatrutej czekolady nie wydobyła się z żołądka.
— To było do przewidzenia — pomyślał Zorski — przecież od śniadania hrabiego upłynęło już pięć godzin. Puścił krew pacjentowi, nalał kilka kropel do szklanego naczynia i kazał złapać parę much.
Gdy mu je przyniesiono, wpuścił je do tego naczynia i zaprosił obie panny do obserwowania tego, co teraz zajdzie.
Muchy poczęły łakomie zlizywać krew hrabiego, wkrótce jednak poczęły się kurczyć i wić, wreszcie powyzdychały co do jednej.
— Nie omyliłem się — rzekł Zorski — hrabiemu dolano do czekolady trucizny. Trucizna ta w większych ilościach powoduje niezwłocznie śmierć, w mniejszych szaleństwo. Dla pozbawienia człowieka rozumu wystarczą dwie krople tylko i te ktoś musiał domieszać do czekolady. Widocznie ktoś chciał hrabiego przyprawić o pomięszanie zmysłów..
— Czy jest jakaś nadzieja? — spytała Róża z drżeniem. — Czy ojca można jeszcze uratować?
— Można — odpowiedział Zorski — można nie tylko uratować, ale i uleczyć całkowicie.
— Ach, uczyń to, doktorze — błagała Róża — będę ci wdzięczna za to do grobu.
— Zrobię to, donno Różo, ale jeszcze nie w tej chwili, bo ojciec pani jest bardzo osłabiony i mógłby nie wytrzymać działania antydotum[1].
- ↑ Przeciwtrutki.