Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 05.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   152   —

— Ależ pomieszania zmysłów nie dostaje się od razu. Tyś się chyba omylił, Alimpo.
— Łaskawa kontezzo, bardzo bym się cieszył, gdybym się omylił, ale don Emanuel naprawdę postradał zmysły i mówi od rzeczy.
— Jak to postradał? Co ty mówisz?
— Słowo daję, łaskawa hrabianko, że mówię prawdę. Jakem wszedł parę minut temu, don Emanuel schował się do kąta, skamlał i prosił, żeby mu nic nie zrobić, bo on nic nie wie, teraz znowu powtarza, że nazywa się Alimpo.
Róża zbladła jak ściana. Bez słowa porwała za rękę swą przyjaciółkę i wraz z nią wybiegła z pokoju. Kasztelan podążył za nimi.
W chwilę później byli już w pokoju hrabiego. Don Emanuel stąpał po pokoju jak kot, bełkocąc coś niewyraźnie.
Biednej Róży, która dotychczas jeszcze nie chciała uwierzyć swemu nieszczęściu, pociemniało w oczach. Zachowanie się hrabiego nie pozostawiało najmniejszej wątpliwości, co do jego stanu. Zachwiała się i gdyby nie miss Amy, upadłaby na ziemię. Rozpaczliwym wysiłkiem opanowała ogarniającą ją słabość i pobiegła ku hrabiemu.
— Na miłość Boską — zawołała — ojcze drogi, co ci jest!
Hrabia popatrzał na nią zamglonym wzrokiem i odpowiedział niewyraźnie: — Ja nic nie wiem... nie rób mi nic złego... jestem Alimpo, pański wierny Alimpo.
Róża padła mu na szyję.