Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 04.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   98   —

— Więc mieszkasz w zamku?
— Tak.
— W jaki sposób to ci się udało?
— Miałem szczęście. Uwolniłem hrabiankę z rąk bandytów.
Mariano opowiedział o całym zdarzeniu.
— I zabiłeś swoich towarzyszy? — zawołał oburzony kapitano, gdyż Mariano skończył.
— To nie są moi towarzysze. Nie jestem członkiem bandy. Wychowałeś mnie wprawdzie, ale nigdy nie złożyłem ci przysięgi wierności.
— To ją wkrótce złożysz.
— Nie, kapitanie. Wykradziono mnie z rodzicielskiego domu i chcę do niego powrócić. Wiesz o tym dobrze, kapitanie, nie udawaj zdziwienia. Przecież ty sam wykradłeś mnie.
— Kto ci to powiedział, chłopcze — zawołał kapitan zdziwiony.
— To moja tajemnica.
— Musisz mi powiedzieć. Posłałem cię do Rodriganda, byś śledził tego Gasparina, a nie po to, byś się przeciwko mnie buntował. Powiedz, kto naopowiadał ci takich bredni, bo inaczej zmuszę cię do tego.
— Nie dowiesz się tego nigdy — rzekł spokojnie Mariano.
— Rozkazuję ci, byś wrócił do groty.
— Nie mogę. Cóżby pomyślał o panu de Lautreville hrabia, gdyby tak nagle bez pożegnania zniknął z zamku. Zresztą podoba mi się w Rodriganda, czuję się tak, jakbym należał do hrabiowskiej rodziny.
— Przestań mówić! Czy mam cię, zmusić do posłuszeństwa? Nie stawiaj oporu, bo cię zabiję.