Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   86   —

— Nic. Co miałem zauważyć?
— On się jeszcze pyta! Jak długo służysz u naszego pana?
— Przeszło trzydzieści lat.
Musisz więc pamiętać pana hrabiego z jego młodszych lat?
— Rozumie się, że pamiętam.
— Przypomnij sobie więc, jak pan hrabia kiedyś wyglądał, a jak teraz wygląda porucznik.
— I co z tego?
— Jeszcze się nie domyślasz?
— A nie.
— Toś osioł, jakiego świat nie widział, Rozumiesz? — huknął Alimpo.
— Może być — odpowiedział, kręcąc głową woźnica, zdumiony nagłym wybuchem gniewu łagodnego zwykle kasztelana.

A Mariano i obie panienki dojeżdżali już do zamku. Przed bramą stał jakiś wysoki, chudy człowiek o dziwnie nieprzyjemnej twarzy.
— Kto to? — spytała Amy niemniej uderzona jego wyglądem.
— To nasz pełnomocnik, sennor Gasparino Kortejo — odpowiedziała Róża.
Mariano drgnął. Przypomniał sobie słowa żebraka: „był wysoki i chudy, a kapitan mówił do niego: „sennor Gasparino“. Więc to jest człowiek, z rozkazu którego został porwany z łona rodziny i zamieniony na innego chłopca. Ten był przyczyną złego!
W górze nad portalem zamku zobaczył wyciosany w kamieniu herb z koroną hrabiowską i literami R i S. Serce zabiło mu mocno — poznał rodzinną siedzibę...