Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 03.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   75   —

— To proszę mnie do niej zaprowadzić, sennor Alimpo.
Kasztelan z galanterią zaprosił miss Amy do karery i odwiózłszy ją na miejsce, kazał woźnicy zanieść jej pakunki do pokoju, sam zaś zaprowadził ją do swej pani.
Dziewczęta padły sobie w ramiona i poczęły się całować, nie zważając na obecność małego kasztelana, który stał z gębą otwartą szeroko i pożerał oczyma piękną Angielkę.
Dopiero, kiedy Róża po przywitaniu zmierzyła go zdumionym spojrzeniem, ocknął się i wypadł z pokoju tak szybko, że o mało nie przewrócił woźnicy, który sapiąc głośno wnosił po schodach ciężkie pakunki przyjezdnej.
— O, święta Madonno, to dopiero piękna dziewczyna! — zawołał kasztelan, nie posiadając się z zachwytu.
— Kto taki? — spytał stangret ciekawie.
— A jaką ma śliczną buzię! — rozpływał się Alimpo.
— Ależ o kim mowa?
— A co za oczęta! Jak diamenty! Słowo daję, jak najszczersze diamenty!
— Ale... — zaczął znów woźnica.
— A włoski! Boże miłosierny! Toż to złoto najczystsze! A co za całus! Ach, gdyby on się mnie dostał zamiast naszej pani.
Teraz dopiero zorientował się Alimpo, że się zbłaźnił, wpadł więc z gniewem na stangreta, który otworzywszy gębę szeroko, jak wrota, wpatrywał się w niego oszołomiony.
— Czego się gapisz, jak ciele na malowane wro-