Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 02.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   36   —

czy nie on sam... Ej, chyba nie: tamten był chłop na schwał, a ten to dziadyga stary, połamany, chory... Może to jego ojciec?... E, co mi tam do tego? Stary i tak nie dożyje do rana. Grunt, że mamy tu Mariana, który nieraz nam się jeszcze przyda.
Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś W milczeniu, po czym mruczał dalej:
— Ale ten Gasparino Kortejo to dopiero dobra sztuka! Toż on gorszy od najgorszego „bryganta“! I to ma być człowiek uczciwy i notariusz! A jaki pobożny, bez Boga ani rusz! Ciekawym dlaczego chce zabić tego lekarza? Co mu ten cudzoziemiec zawinił? Hm, właściwie nie ma co pytać, bo i tak nie powie mi, ale chciałbym w każdym razie wiedzieć.
Wstał i począł chodzić po celi, mrucząc w dalszym ciągu:
— Trzeba z niego wyciągnąć, ile się da, bo stary widać dobrze się obłowił w służbie u hrabiego Rodriganda, a teraz chce go się pozbyć. Będzie mi musiał zapłacić dobrze za ten kawałek papieru, który posiadam.
Roześmiał się szyderczo i przystąpiwszy do kamiennej ściany, nacisnął jakąś ukrytą sprężynę. W tejże chwili ukazała się mała skrytka. Kapitan wyjął z niej kartkę papieru, starą bardzo i pożółkłą i począł czytać głośno, naśladując skrzeczący głos notariusza:

— Oświadczam niniejszym zgodnie z prawdą, że rybak Manuel Sertano z Mataro zamienił dnia pierwszego października 1890 roku w Barcelonie, z mojego rozkazu i za zapłatą tysiąca piastrów w srebrze jednego chłopca na drugiego. Zamieniony chłopiec żyje pod