Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




TAJEMNICA
ZAMKU RODRIGANDA
Powieść
ROZDZIAŁ I.
Tajemniczy żebrak.

— Kchi, kchi, kchi, kchi! Boże litościwy, pozwól mi dojść do celu! Pozwól naprawić mój wielki grzech, zbrodnię, którą popełniłem. Nie będę mógł umrzeć, a przecież czasu i drogi niewiele już zostało.
Słowa te, zanosząc się od kaszlu, wypowiedział staruszek, który skulony, oparty na kiju, gorączkowo drapał się w górę. Ciężka to była droga, pełna skał urwistych. Nad głową złowrogi głos orłów i sępów, a pod nogami kłębiące się węże w przepaściach.
Już trzy dni tak wędruje bez przerwy, a dusza jego przepełniona jest strachem.
Może nie dojdzie, może padnie.
Nagle zatrzymał się. — To tu — zawołał — Tu się to nieszczęście stało. Tu uległem namowom szatana i dałem się skusić do grzechu i stąd powędrowałem do Meksyku.