Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   19   —

— Zgoda.
— Wynagrodzenie otrzyma pan w moim mieszkaniu w Manrezie. Dobranoc.
Podali sobie ręce i notariusz wyszedł.
Nie udał się wszakże do swojego pokoju, lecz rozejrzawszy się ostrożnie, wszedł do pokoju pobożnej siostry Klaryssy.
— Witaj, sennor — rzekła Klaryssa — dawno już na ciebie czekam. Jakże załatwiłeś tę sprawę?
— Bardzo dobrze — odparł notariusz — przysiadając się do zacnej siostrzyczki. — Hrabia zgodził się.
— Chwała Najwyższemu! On to w niewypowiedzianej dobroci swej pokierował jego sercem i skłonił go do zgody. Czy operacja będzie śmiertelna?
— Niewątpliwie.
— A więc nie możemy zmienić biegu rzeczy — mówiła ze słodyczą — nie wolno nam, śmiertelnikom, stawać w poprzek niezbadanym wyrokom Opatrzności.
Notariusz kiwnął głową w milczeniu, a szlachetna siostrzyczka mówiła dalej.
— Życzę hrabiemu, aby Bóg uwolnił go od cierpień. Bądź miłościw, o Panie, dla duszy niegodnego sługi Twego, don Emanuela de Rodriganda — Sevilla. Czy tylko hrabianka znów nie popsuje naszych planów?
— Tym razem nie, moja droga. Zawiadomiliśmy ją, że operacja odbędzie się o jedenastej, a w rzeczywistości zacznie się o ósmej.
— Nareszcie skończą się wieczne lata naszej niedoli. Jutro będziemy posiadaczami bogactw rodu Rodriganda...