Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 02.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  59   —

Po trochu i znachor liczył na to, liczył również na wielu innych swoich pacjentów, którzy zgłaszali się masowo, ofiarując się na świadków.
Termin sprawy był wyznaczony na koniec listopada i wszystko zdawało się zapowiadać nieźle, gdy Marysia nagle zachorowała. Wydelikacony przez długie przebywanie w łóżku jej organizm, łatwo poddał się chorobie. Sprzątając w chłodnej sionce, zaziębiła się. Bańki i zioła na poty nie wiele pomogły. Musiała leżeć w łóżku.
O jej wyjeździe na sprawę nie było co myśleć i Antoni Kosiba pojechał sam.
Zaraz po przyjeździe, zgłosił się do poleconego mu przez Judkę z Radoliszek adwokata Makłaja. Adwokat po rozejrzeniu się w sprawie, określił swoje niewielkie na szczęście honorarium, lecz powiedział od razu, że uniewinnienia spodziewać się nie można:
— Postaram się uzyskać dla was jak najłagodniejszy wyrok.
Przyszedł dzień rozprawy. Już wchodząc do gmachu sądowego, Antoni zobaczył doktora Pawlickiego i to napełniło go niedobrymi przeczuciami.
Istotnie, zeznając jako świadek, dr Pawlicki, chociaż mówił szczerą prawdę, obciążył oskarżonego bardzo poważnymi zarzutami. Mówił o brudzie panującym w jego izbie, o zaduchu, o tym, że osobiście ostrzegał go przed prowadzeniem tego niebezpiecznego procederu, a wreszcie o kradzieży walizki z narzędziami chirurgicznymi. Przyznał, że Kosibie udało się kilka operacyj nawet trudnych, lecz złożył to na karb przypadku.
Drugi świadek oskarżenia, delegat Izby Lekarskiej, przedstawił sądowi dane statystyczne, dotyczące znachorstwa na Kresach Wschodnich. Dane te stwierdzały, że olbrzymi odsetek śmiertelności wśród ludności wiejskiej jest skutkiem leczenia znachorskiego. Dalej przytoczył wiele przykładów metod „leczniczych“, stosowanych przez znachorów, a przykłady te wywołały u słuchaczy zgrozę, wstręt i oburzenie.
Świadkowie wezwani przez obronę, wszystko chorzy wyleczeni przez Antoniego Kosibę, w pokaźnej liczbie dwudziestu kilku, znowu przechylili swymi zeznaniami szalę nieco na stronę oskarżonego.
I zapewne inaczej skończyłaby się sprawa, gdyby nie to, że w procesie tym oskarżał młody, po raz pierwszy występujący podprokurator, doktór praw Zgierski. Z sumiennością i z pasją nowicjusza prokurator Zgierski przygotował swe oskarżenie. Ujął rzecz ze społecznego i prestiżowego stanowiska.
— Jak długo — wołał — będziemy pozwalać, by gnieździły się w naszym kraju potworne zabobony średniowiecza? Jak długo pozwolimy krzewić się ciemnocie i bezmyślnej zbrodni