Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 01.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  133   —

— Z tego wynikałoby, że uważasz jej towarzystwo za nader intersujące.
— Istotnie, mamo.
— I za odpowiednie dla ciebie?... Czy tak?... Odpowiednie dla pana Czyńskiego pod względem towarzyskim, umysłowym, i sportowym.
Leszek wzruszył ramionami:
— To kwestia poglądu, zapatrywań...
— Otóż pozwól sobie powiedzieć, że naszym zdaniem nie ma tu żadnej kwestii. A najlepszy dowód w tym, że twoje wizyty stały się tematem plotek w miasteczku.
— Kpię sobie z plotek! — zawołał porywczo.
— I nie tylko plotek. Owa dziewczyna została publicznie zelżona przez jednego z mniej szczęśliwych... twoich współzawodników, w następstwie czego inny... adorator tej... popularnej panienki w ulicznej bijatyce uważał za stosowne stanąć w obronie jej czci. Dzięki temu twoje... zaloty i twoja osoba nabrały w okolicy rozgłosu.
Leszek szeroko otworzył oczy:
— Ależ ja o niczym nie wiem! To w ogóle jest niemożliwe!
Zerwał się wzburzony i zawołał:
— To są ohydne plotki, w których nie ma ani jednego słowa prawdy!
— Niestety, synu, — odezwał się pan Czyński — mamy zupełnie pewne wiadomości.
— Nie wierzę! — wybuchnął — Powiedziałaby mi o tym! A mama nie powinna, mówiąc o dziewczynie, której nie zna, o najprzyzwoitszej dziewczynie, posługiwać się takimi... takimi... dwuznacznymi aluzjami! To jest wstrętne!
Państwo Czyńscy zamienili szybkie spojrzenie. Byli zaskoczeni wybuchem syna, który dotychczas sam zbyt lekko wyrażał się o kobietach.
— Widzę, że owa panienka bardzo cię obchodzi.
— Naturalnie, że obchodzi, jeżeli z mojej przyczyny ma być narażona na podobne... podobne...
Przygryzł wargi i nie dokończył.
Pani Czyńska spokojnie opowiedziała wszystko to, czego dowiedziała się od gospodyni. Leszek zdołał opanować się o tyle, że nie przerwał jej ani razu. Gdy skończyła, odezwał się sucho:
— I jakież konsekwencje zamierzacie z tego wyciągnąć?
— Jak to konsekwencje? — zdziwił się pan Czyński — Właśnie jedyną konsekwencją jest to, że chcieliśmy cię prosić, byś zastanowił się nad swoim postępowaniem. To wszystko.
Leszek potrząsnął głową:
— To nie wszystko. Możecie to uznawać lub nie, lecz ja w swoim postępowaniu nie widzę nic, coby wam, mnie czy ko-