Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podłogą, by wąskie, twarde łóżko, by wszystko, wszystko dokoła zaczęło się przeistaczać w tamten piękny obraz.
— Jesteś młoda i ładna — powiedziała jej kiedyś pani Iwona — a to dla kobiety tyle, co największy przywilej, co otwarta droga do szczęścia.
I Magda wiedziała, że musi znaleźć tę drogę, że ją znajdzie, że wcześniej czy później dostanie się do innego pięknego świata. Tylko nie wolno ominąć żadnej okazji! Jeżeli wyobrażała sobie przyszłość własną w najczarniejszych barwach — widziała siebie taką, jak Adela: z tłustą twarzą, z zaznaczającemi się zmarszczkami, z wydętym brzuchem i z obwisłemi piersiami. To nie raziło u Adeli, która już przekroczyła trzydziestkę, ale napełniało odrazą, gdy pomyślała, że sama, zostając w takiem życiu, jak dotychczas, za lat czternaście będzie tak wyglądała. Może nie zupełnie tak, jest przecież innej budowy i znacznie, bez porównania ładniejsza od siostry.
Pomimo to, należy śpieszyć! Za wszelką cenę śpieszyć!
Z tem mocnem i nieco trwożnem postanowieniem zasnęła, z niem się obudziła. Od wczesnego świtu siedziała w jatce, nie mogąc się doczekać południa, kiedy zwykle wpadał pan Biesiadowski. Układała sobie, że dziś, koniecznie dziś musi usłyszeć od niego oświadczyny i wymusić na nim zgodę na dalszą naukę u pani Iwony. Oczywiście, nie powie mu o następnych swoich zamiarach. On też, jak ojciec, nie pogodziłby się z myślą, że ona pójdzie na scenę. Powie mu tylko:
— Żyć bez tańca nie mogę. Szkoła choreograficzna da mi to, że nie będę chodziła i poruszała się jak krowa. Jeżeli pan, panie Feliksie, kocha mnie i chce, bym została jego narzeczoną, to właśne musi pan spełnić ten warunek, żeby wydobyć od ojca pozwolenie.