Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uniemożliwiały robotę. Zar lamp łukowych i jupiterów, nerwowa atmosfera, spływające po twarzy szminki i potrzeba sterczenia nieraz kilku godzin przy zdjęciach — wszystko to nie zachęciło Magdy do rozmiłowania się w filmie.
Jednakże tutaj gażę wypłacano i to nie kapaniną, lecz większemi sumkami, a to narazie było najważniejsze. Film miał się nazywać „Romans panny Fifi“, a Magda grała młodszą siostrę owej Fifi. Pod względem dźwiękowym wychodziła doskonale, natomiast co do jej fotogeniczności zadania były podzielone.
— Ginie na taśmie to, co jest największym twoim plusem — mówił reżyser Paczuski — to znaczy twój koloryt, te miedziane włosy i ta cera.
— Te plusy lepiej wychodzą na scenie — potakiwał operator.
— Ale najlepiej w życiu — przewracał oczy dekorator Kramer.
— Co pan chce? — wydymał usta reżyser. — Bądź pan pewien, że Nieczajówna największą swoją rolę odegra w życiu i to najlepiej odegra!
Gdybyż oni wszyscy razem wiedzieli, że ta złośliwość reżysera bynajmniej nie bolała Magdy. Coraz bardziej przekonywała się sama, że nie żywi szczególnych ambicyj ani teatralnych, ani filmowych.
W każdym razie o jednem wiedziała napewno, że dla zdobycia tu czy tam jakiejś lepszej, a bodaj najlepszej pozycji nie zdecyduje się na korzystanie z niczyjego poparcia, jeżeli to poparcie musiałaby zdobywać kosztem związania się z którymkolwiek mężczyzną z tych środowisk. Znała już tych panów zbyt dobrze i zdawała sobie sprawę, że między nimi Bończa był jeszcze najlepszy.
Wogóle zwracała na mężczyzn tyle tylko uwagi, ile