Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pomału optymistyczne nadzieje i obiecywane sobie kokosy zaczęły się roztapiać w trudnościach codziennych. Magda, która starała się jaknajdalej odsunąć od intryg przy obsadzie, z konieczności podziału pracy w zarządzie, została zawalona sprawami administracyjnemi. Zamówienia, dostawcy, gaże, pobory personelu technicznego, podatki, rachunki — wszystko to spadło na nią. Malski, po którym, jak się okazało, spodziewano się zbyt wiele, dostał z racji swej nowej godności zawrotu głowy. Wyżywał się w rządzeniu za kulisami, w rozdawaniu ról, a przedewszystkiem w reprezentacji. Interesantów, a nawet kolegów, przyjmował w gabinecie z miną ministra. Każdy musiał uprzednio zameldować się u sekretarki, a po zredukowaniu sekretarki, u woźnego. W teatrze podśmiewano się z dygnitarstwa Malskiego, irytowano się, nawet trzaskano drzwiami, lecz ponieważ nikomu nie zależało na zajęciu jego miejsca, machano na wszystko ręką. Kornat do administracji nie mieszał się wiele, wogóle mało czasu poświęcając spółdzielni. Nakręcał jeden film po drugim i nie miał ochoty psuć sobie humoru zakulisowemi drobiazgami. Jego stosunek do Magdy znowu zmienił się radykalnie. Był wobec niej uprzedzająco grzeczny i chłodny, lecz Magda podejrzewała w tem nowe jego zamiary.
Wieczorne występy i praca administracyjna tak ją wyczerpywały, że nie miała czasu dopilnować swoich własnych interesów. W nowej komedji muzycznej nie obsadzono jej wcale. Zresztą i nie chciała tego. Początkowo z trudem orjentowała się w zwalonych na nią obowiązkach i nieraz popłakiwała nad swoją bezradnością. Każda wymówka ze strony kolegów, każda pretensja interesanta napełniała ją przerażeniem. Jednak stopniowo zaczęła się przyzwyczajać, poznawać swoje zadania, swoje