Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła pobudki podobnych odruchów: zjawiały się wtedy, gdy Ksawery albo pokłócił się ze swoją kochanką, albo gdy potrzebował pieniędzy. Kasa bowiem znajdowała się w ręku Magdy, a robienie większych długów groziło Ksaweremu awanturami. Pod tym względem była nieustępliwa i nieprzebłagana.
— Nie mam prawa marnować majątku twego syna — mówiła — i jeżeli w ten sposób będziesz mnie oszukiwał...
— Jakich ty słów używasz? Magduś! — oburzał się.
— Używam słów słusznych. Bo to jest zwykłe oszustwo. Oszukujesz siebie i mnie.
— No, musiałem pożyczyć te kilkaset złotych. Zrozum, tak się złożyło. Czy nie wierzysz, że musiałem pomóc Zygmuntowi?
Nie wierzyła. Wiedziała dobrze, że pieniądze wydał na jakiś prezent. Nie chodziło też jej o to, lecz o pieniądze. Nie wątpiła, że najmniejsze z jej strony ustępstwa pociągnęłyby powrót Ksawerego do dawnej rozrzutności, że temsamem Wysokie Progi, z tak wielkim trudem uratowane, znalazłyby się znowu wobec katastrofy, której tym razem już niepodobna byłoby zażegnać.
Dlatego spowodu najdrobniejszego długu urządzała Ksaweremu serię scen, przykrości i nawet awantur, co wprawdzie tem skuteczniej wystraszało go z domu, ale zapobiegało lekkomyślnym wydatkom.
Daleki kuzyn Ksawerego, pan Jan Raszewski, który od kilku już miesięcy siedział w Wysokich Progach i przyglądał się temu wszystkiemu, po jednem z takich zajść zwrócił się do Magdy:
— Chciałbym kuzynkę o coś zapytać... O czemś pomówić... Czy można być szczerym?