Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

straszna myśl, jak myśl o samobójstwie. Pomimo to nie znajdywała dlań dostatecznego usprawiedliwienia.
Po wybuchu ogarnęła Goga apatia. Stał oparty plecami o drzewo i wpatrzony przed siebie. Miał zaczerwienione powieki, włosy w nieładzie, a na kolanach ślady wilgotnego piasku. Kate nie znała uczucia litości, a ta wyrozumiałość, to współczucie, które dlań teraz żywiła, bynajmniej nie wykluczały pewnej dozy potępienia. Sprawił jej wielki zawód. Była przekonana, że zachowa się do końca po męsku. Z jakąż ulgą odeszłaby teraz.
— Popraw sobie włosy, Gogo. I na spodniach masz trochę piasku — powiedziała tonem najbardziej naturalnym.
To otrzeźwiło go.
— Przepraszam cię, Kate — bąknął.
— Czy masz przy sobie zegarek? — zapytała.
— Tak... Jest za kwadrans pierwsza.
— Dziękuję ci. Wstąpisz chyba do siebie po marynarkę?
— Oczywiście.
Szli obok, a po chwili Roger odezwał się opanowanym już głosem:
— Nie wiedziałem dotychczas, co to jest szaleństwo... Nigdy nic okropniejszego nie przeżyłem.
Kate milczała.
— O, ja wiem — mówił — żeś ty mnie nie kochała. Zresztą nie zasługuję na twoją miłość. Nie zaprzeczaj, Kate. Doskonale to widzę. Ale przyznam, że bardzo boleśnie odczułem to twoje zadowolenie, że zmieniona sytuacja zwalnia cię od danego słowa.
Kate uśmiechnęła się blado:
— Mylisz się, Gogo. Nie uważam, by jakakolwiek zmiana twojej sytuacji uwalniała mnie od danego słowa. Nie uważam i nie chcę tego. To też krzywdzisz mnie, dopatrując się we mnie zadowolenia.
Stanął i schycił ją za rękę. W jego wzroku było zdumienie i niedowierzanie:
— Coś... coś ty powiedziała?...
— Powiedziałam, że nie mam ani prawa, ani zamiaru, ani ochoty zmieniać swoich postanowień.