Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeszcze pora — myślała gorączkowo. — Jeszcze czas. Zgnieść to w sobie, zapanować rozsądkiem i wolą nad tym zaczadzeniem.
Wiedziała, że będzie to ją kosztowało wiele wysiłku, ogromnego wysiłku. Ale wiedziała również, że później stało by się to już niepodobieństwem.
— Jeszcze czas, jeszcze pora — myślała, a w sercu czuła ostry przenikliwy ból, ból taki, jakby własnymi rękami wydzierała zeń żywe mięso.
Lecz ból ten jeszcze groźniejszą był przestrogą.
— Już tak źle jest ze mną — konstatowała — już teraz mąci mi się w głowie i omal nie krzyczę z rozpaczy, a cóż będzie później. Nie, trzeba z tym skończyć, każdym kosztem, za wszelką cenę. Póki jeszcze mogę.
— Jeżeli jest sprawiedliwość na ziemi — mówił Gogo. — Bóg cię kiedyś jeszcze ukarze tą samą karą. Będziesz tak poniewierana, jak mną poniewierasz, będziesz znosiła takie męki, jakie mnie zadajesz. Tak samo wstrętem ci odpowiedzą na twoje łzy, tak samo pogardą na twoją miłość, tak samo... tak samo... Pamiętaj moje słowa! Pamiętaj! Niczego już innego nie pragnę. Tylko tego, tylko tego, byś odczuła kiedyś te tortury, które mi zadajesz! By ci człowiek, którego kochasz, wtedy, gdy będziesz się czołgała u jego nóg, powiedział: — Chcę zostać sam, czy nie możesz zdobyć się na tyle delikatności, by mnie nie nudzić swoją miłością, którą się brzydzę!... Spotka cię to! Zobaczysz! Zobaczysz!...
Twarz zalewały mu łzy, obie ręce podniósł nad głowę i potrząsał zaciśniętymi pięściami, jakby w jakiejś proroczej ekstazie.
Po raz pierwszy nie wydał się jej ani płasko patetyczny ani śmieszny. Każde jego słowo wrzynało się głęboko w jej świadomość.
Gdy umilkł, powiedziała cicho:
— Uspokój się, Gogo. Nie gardzę twoimi uczuciami i nie znajduję przyjemności w ich poniżaniu. Po prostu moja natura nie nadaje się do miłości. Nie chcę i nie potrafię kochać, nikogo...