Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

działa Kate. — Z punktu widzenia pańskiego, oczywiście ma pan rację.
— To nie krytyka — zastrzegł się — to raczej diagnoza.
— Krytyczna.
— Nie. Bo nie dotyczy ustroju pani. Raczej, że tak powiem diety, którą pani stosuje dla swej duchowej strony. Dieta ta wyklucza możność pełnego życia, pełnego szczęścia.
— Tak — przyznała — ale wyklucza też groźbę nieszczęścia.
— Czy zawsze?
— Zawsze. Nieszczęście powstaje tylko wtedy, gdy jesteśmy w czymś silnie zaangażowani właśnie uczuciowo. Wszystko to, co traktujemy mniej więcej obojętnie, możemy utracić bez przeżywania tragedii. Niech pan mi wierzy, panie Rogerze, że niejednokrotnie błogosławiłam ten mój punkt widzenia.
Po chwili milczenia powiedział ponuro:
— To znaczy, że spotykały panią same nieszczęścia.
—...które — podchwyciła — właśnie dzięki mojej filozofii, były dla mnie zaledwie przykrościami.
Pochylił się ku niej:
— O, pani Kate, pani Kate!... Czy jeżeli spotka panią szczęście, czy jeżeli zacznie dobijać się do pani serca, tego umyślnie uśpionego, tego obojętnego serca, czy i wtedy pani będzie nieubłagana?... Nieubłagana dla siebie i dla niego?... Pani Kate, czy i wtedy zamknie się pani hermetycznie, odizoluje się od wszelkich uczuć?... Czy powie pani: — Nie budźcie mego serca. Wiem, że obudzenie się było by dlań jakby narodzinami, że rozpłomieniło by się, jak słońce, ale boję się... Niech śpi dalej... O, pani Kate, rozpłomieniło by się jak słońce, ogrzało panią i wszystko, co panią otacza i wszystkich...
Mówił głosem przyciszonym, niezwykle sugestywnym. W jego oczach widziała to właśnie rozpłomienienie, które chciał przelać w jej serce. Jeszcze nigdy nie doświadczała takiego wrażenia, jakie przeżywała w tej chwili. Oto zdawało się jej, że odkryła coś niezwykle, niewiarogodnie cennego w tym mężczyźnie, że utrata tego byłaby nieogarnionym, tragicznym nieszczęściem.