Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bietą, jak milion innych. Masz te same ręce, ten sam brzuch, tę samą pustą głowę, w której niczym gwóźdź tkwi mania wielkości, te same nogi i te same części ciała, które służą do rozpłodu wszystkim innym samicom: kobietom, klaczom, sukom... Tak, sukom! Żresz tak samo, jak inna i tak samo chodzisz do klozetu. Cha... cha... cha... Czemuż to nie łaska na Olimp?... Na Parnas! A może ci do tej funkcji cokół wystawić w środku miasta?... Ty wszystko robisz w rozmiarach piedestału!... Cha... cha... cha... By cię podziwiano, by cię uwielbiano... Ach ty głuptasie! Myślisz, że tylko ty jedna jesteś taka?... Miliony jest takich gęsi! Tak, gęsi, a tyś od nich gorsza, bo napuszona, bo napęczniała od swojej ubrdanej doskonałości, która pozwala ci pomiatać, deptać, gardzić, ty anielico!
Kate stała milczącą przed nim i nie próbowała mu przerwać. Jeszcze nigdy dotychczas nie pozwolił sobie na taką furię, na takie obelgi, na takie karczemne słowa wobec niej. Był niewątpliwie pod działaniem alkoholu, ale nie był pijany. Kate przemknęło przez głowę, że może dostał pomieszania zmysłów. Nie umiała sobie wytłumaczyć tego brutalnego wybuchu, tej wulgarnej napaści. Czuła się jakby zahipnotyzowana pod gradem wykrzykiwanych przezeń szyderstw i obelg. Nie mogła ruszyć się z miejsca ani oderwać oczu od jego twarzy, czerwonej, błyszczącej, wykrzywionej wściekłością.
Nienawistne spojrzenia przekrwionych oczu Goga zdawały się ją paraliżować. Nie bała się, nawet nie była zdziwiona, ani zaskoczona. Widziała dokładnie jego zmierzwione włosy, gwałtowne ruchy rąk i pianę w kącikach ust. Był wstrętny, wstrętny ponad wszystko co mogła sobie wyobrazić, ale skonstatowała to w myśli obiektywnie i na zimno.
Gogo tymczasem krzyczał coraz głośniej, podniecając się własnym podnieceniem. Wyrzucał z siebie cały gniew, całą rozpacz, całe piekło, które wrzało w nim od miesięcy, by rozżarzyć się do białości i przelać przez brzegi.
Do furii doprowadzała go bierność Kate, jej milczenie, jej niezmącony wzrok, spokój jej rysów. Dręczyło go wrażenie, że skądś z boku przygląda się jej i sobie, jej, niewzruszonej, dumnej i pięknej i sobie, pieniącemu się zwierzęciu. Jeżeli zawsze