Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do czasu, ale mam prawo oczekiwać od ciebie zrozumienia, że nie jest to twoją potrzebą, lecz tylko rozrywką, która nie po winna stać się nałogiem, bo nie możesz sobie na ten nałóg pozwolić.
Słuchał ponuro nie patrząc na nią. Nie przyznawał jej słuszności. Miał dar prześlizgiwania się nad argumentami, nieprzyjmowania ich do wiadomości, wyłączania z biegu myśli. Rozumiał tylko jedno: pozbawiono go przyjemności pójścia z przyjaciółmi do knajpy, zmuszono do zostania w domu. Czuł się tym pokrzywdzony i upokorzony. Nie wiedział po co to wszystko mówiła. Czy po to, by okazać mu, że niżej go ceni od tamtych, czy chodzi jej wyłącznie o pieniądze, czy też ma jakieś ukryte cele?...
Podniósł na nią oczy. Stała wyprostowana z ręką opartą na biurku, z lekkimi rumieńcami na policzkach i z poważnym wyrazem oczu, śliczna w swojej szafirowej sukni o kwadratowym małym dekolcie, opływającej tak ślisko jej piersi, biodra i uda.
Wydała mu się znacznie piękniejsza niż zwykle i znacznie bardziej pociągająca. Gwałtownie ocknęła się w nim świadomość posiadania. Ta cudowna istota należy przecież do niego. W każdej chwili może objąć ją, przeciągnąć rękami po jej ciele, wcałować w jej usta w te same usta, które dumnie i karcąco przemawiały doń tonem kazania. Tak, objąć i posiąść... Zwyczajnie, prawem męża. Zgnieść ją w uścisku, pieszczotami zagłuszyć, rozbić, obrócić w niwecz, pozbawić sensu i znaczenia wszystkie jej wywody.
Myśli te rozbudziły w nim zmysły. Zbliżył się do Kate i wziął jej rękę:
— Biedna moja, kochana żoneczka — powiedział zniżonym głosem. — Bardzo się gniewa na swego Goga?... Bardzo?...
— Nie gniewam się wcale.
— Tylko co, tylko co? — pytał półszeptem zupełnie nie słysząc jej słów i nie oczekując odpowiedzi.
— Tylko chcę, byś zastanowił się nad tym.
— Dobrze, dobrze, moje cudne kochanie... Moja jedyna, moja najdroższa...