Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niech ukarze, ale ludziom w oczy spojrzeć się nie ośmielę. Pani jednej to wyznałam. A nie wiedząc czy zdążę przed śmiercią, już zawczoraj po spowiedzi wyznanie moje spisałam. Niech panienka sięgnie pod poduszkę i weźmie... Tam... jest książka do nabożeństwa... Spisałam...
Głos stawał się coraz cichszy... Kate zerwała się, szybko napełniła szpryckę i zanurzyła igłę pod skórę umierającej, której wargi poruszały się bezgłośnie i coraz wolniej. Po trzech minutach trzeba było dać nowy zastrzyk. Puls ustał zupełnie. Nagle ciało kobiety wyprężyło się, drgnęło i znieruchomiało.
Skonała.
Otwarte oczy patrzyły tępo, bezmyślnie, dolna szczęka opadła i język wysunął się aż poza wargi. Był to widok odrażający i Kate jakby zahipnotyzowana jego potwornością, nie mogła odeń oderwać wzroku.
Po raz pierwszy widziała śmierć. Po raz pierwszy zrozumiała niedorzeczność tego wszystkiego, co ludzie nazywają życiem, a co jest tylko ciałem. Życie... Życie to coś nieogarniętego, nieprzeniknionego. Życiem tej kobiety był jej grzech i jej cierpienia moralne...
— Co jest moim życiem? — zastanowiła się Kate.
Ale w korytarzu rozległy się kroki. Szybko sięgnęła pod poduszkę i wydobyła grubą zniszczoną książkę do nabożeństwa. Między kartkami leżał złożony arkusik papieru zabazgrany niewprawnym pismem.
Drzwi uchyliły się, weszła Herta, rumiana, okrągła, z figlarną miną. Rzuciła okiem na łóżko, zdlabła i krzyknęła:
— Jezus Maria!
Kate oprzytomniała:
— Cicho, Herto, — powiedziała z naciskiem. — Michalinka umarła przed chwilą, ale nie trzeba o tym nikomu mówić. Dość będzie na to czasu, jutro, gdy się goście rozjadą. Panią hrabinę i syna zmarłej zawiadomię sama. Potrafisz utrzymać język za zębami?
— Potrafię, panienko.
— Wierzę ci — skinęła głową Kate. — A teraz trzeba nieboszczkę ułożyć, zamknąć oczy i... to wszystko inne...