Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedokończony biust Lukrecji Borgia w marmurze, hełm samochodowy z zielonej skóry i purpurowa pidżama z czarnemi trójkątami. Ta ostatnia należała do Wandy i pachniała orchideą.
I z tem wszystkiem było obco, zimno, było beztreściwie.
Niewiadomo dlaczego przyszło mu na myśl, że brak tu czyjejkolwiek obecności, brak nawet jego samego, że to rekwizytornia ubiegłych lat i godzin, lat i godzin nie łączących się ze sobą niczem. A Anna byłaby tu jakąś niezrozumiałą niespodzianką.
— Anna — powiedział głośno i w dźwięku tego imienia znalazł tęsamą ciepłą nutę, która dźwięczała w jej śmiechu, w głosie, w rytmie kroków.
Zasnął dopiero wczesnym rankiem, a obudzono go popołudniu. Dzwoniła Wanda i przyszła nim zdążył się ubrać. W czarnym kostjumie wyglądała znowu inaczej, tylko oczy wciąż były tesame, zamyślone i odległe, a usta rozchylone, jak kwiat dionei.
Przyniosła korektę swego artykułu. Nie była pewna niektórych zawartych w nim danych i cytat. Marjan musiał przejrzeć to i sprawdzić. Tytuł, jak zawsze u niej, fascynował oryginalnością: „Sukcesorowie kłamstwa“. Na marginesie świeżo wydanej powieści jednej z autorek francuskich Wanda rozwijała tu szereg uwag o obyczajowości przedwojennego świata, przeciwstawiając ówczesną moralność i doktrynerstwo nakazom życia, które uzyskały prawo obywatelstwa w ostatniej dobie.
Piękny i barwny styl Wandy, bogactwo jej słownika i temperament pisarski sprawiały to, że artykuł jako całość wywierał sugestję doskonałości.
Co do treści jednak mogły być zastrzeżenia. Marjan czytając robił długie pauzy przy każdem niemal zdaniu, konkluzje według niego były zbyt krańcowe, wnioski zbyt pośpieszne, argumenty nie oparte na pewni-

73