Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadomości od nich i to niepewne, a w żadnym razie nie nadające się do powtórzenia. Anna mianowicie czasami spotykała Władka Szermana, który na Okólniku wprawdzie nie bywał, lecz przez Kolchidę wyławiał różne plotki o Wandzie. I tak coś w trzy miesiące po powrocie z urlopu, na początku jesieni usłyszała od niego, że Szczedroń podobno zrzucił ze schodów owego maga Rokoszczę, że ponoć nawet pobił Wandę. Anna nie bardzo w to wierzyła, ale w kilka tygodni później, przy jakiejś sposobności powtórzyła to Marjanowi, jako wiadomość zupełnie pewną. Ciekawa była, jakie to na nim wywrze wrażenie. Marjan wszakże nie zdziwił się:
— Szczedroń zawsze bił panią Wandę — wzruszył ramionami.
— Niemożliwe — niekonsekwentnie zaprzeczyła Anna.
— Wiem to od niej samej.
— Czy widujesz się z nią? — zapytała obojętnie.
Zaprzeczył ruchem głowy. Przy następnem spotkaniu z Władkiem, Anna postanowiła to sprawdzić. Marjan mówił prawdę. Chodził oczywiście znowu do Kolchidy i przesiadywał tam godzinami, lecz Wandy nie widywał.
— Jakto — mówił Władek — nie wiesz, że Wanda zerwała z Kolchidą?
— Nic o tem nie słyszałam.
— Ależ tak. Założyła teraz dwutygodnik teozoficzny i tam wypisuje straszliwe głupstwa, z właściwym sobie wdziękiem. Podobno odprawia nawet jakieś nabożeństwa w ametystowej chlamidzie.
Opowiadał swoim drwiącym stylem, szeroko i barwnie. Annę nie obchodziło to wcale, ale słuchała z przyjemnością. Wolała myśl zająć czemkolwiek, niż znowu męczyć się troską o swoje życie, o przyszłość Lituni,

308