Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę to zatrzymać — szybko odpowiedziała Buba — przyda się na jutro.
— Na jutro? To i na pięć dni starczy. Tylko niech panienka nie myśli, że my to będziem jedli. Wszystko dla Felki.
— Ależ proszę bardzo!
— Serdecznie pani dziękuję — odezwała się Felka — jak wstanę to odwdzięczę. Bieliznę dobrze robię i inne takie rzeczy...
Buba pożegnała się, zapowiedziała, że jutro lub pojutrze znowu przyjdzie i wyszła.
Mróz ku nocy stężał i po wilgotnem rozgrzanem powietrzu izby ogarnął ją nieprzyjemnym dreszczem. Na rogu Tamki wzięła taksówkę. Szyby były zupełnie zamarznięte i Bubie przyszło na myśl, że szofer mógłby zawieźć ją na odludzie i zamordować. Wogóle tego dnia była odważna. Nie każda inna na jej miejscu zdobyłaby się na tyle samodzielności.
Przewidywała zgóry, że przestraszy matkę tą swoją eskapadą. Pomimo to postanowiła nie tylko przyznać się do bytności u Felki, lecz ultymatywnie postawić kwestję dalszego pomagania tej biednej dziewczynie.
Matkę zastała w pokoju Rysia, pakującą jego walizy. Dziś wieczorem wyjeżdżał na narty do Krynicy, lecz nie było go jeszcze w domu.
— No, nareszcie — zawołała pani Kostanecka — gdzieś ty była!? Jak można nie zatelefonować i nie uprzedzić mnie. Tak niepokoiłam się o ciebie.
— Mamusiu, przecie nie jestem już dzieckiem.
— Mojem dzieckiem jednak jesteś i zostaniesz zawsze.
Buba pomimo łagodnego tonu matki dostrzegła w jej oczach niepokój, a nawet obawę.
— Byłam u pewnej biednej dziewczyny, wypędzo-

241