Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że patrzy nań nie tylko oczyma recenzenta, lecz i kobiety.
Sam proces uświadamiania sobie, że swoboda i smak z jakim poruszała tematy drastyczne, musi u męskich czytelników łączyć się z myślą, że wyszło to z pod pióra młodej i przystojnej kobiety, — działał na nią dopingująco. Jedyną bądź co bądź przykrą stroną jej publicystyki było stałe pogarszanie się stosunków z matką. Pani Grażyna nie umiała przebaczyć Wandzie nie tylko kierunku jej działalności, lecz i „bezwstydnej, kompromitującej każdą kobietę“ formy. Każdy artykuł pogłębiał między niemi brak jakichkolwiek łączących poglądów i niszczył resztki sentymentów, które coprawda nigdy nie należały do szczególniej akcentowanych. Jeżeli Wanda, rzadko widując się z matką, nie wszczynała z nią dyskusji w obronie własnej, to tylko dlatego, że dyskusja z panią Grażyną wogóle była niemożliwa. Już Szczedroń kiedyś powiedział:
— Twoja matka najbłahszą rzecz wypowiada z taką pewnością aksjomatu i tonem tak wzniosłego apostolstwa, że sprzeciwienie się jej poglądowi wyglądałoby nie na wypowiedzenie odmiennego zdania, lecz na impertynencję.
Z bratem stosunek Wandy, jaki był, taki pozostał: żaden. Uważała Kubę za poczciwego głuptasa, on zaś nie ukrywał, że siostra ma lekką histerję. Gdy od czasu do czasu ktoś ze znajomych pokazał mu artykuł Wandy (sam czytał tylko sprawozdania z sensacyjnych procesów i beletrystykę kryminalną), wpadał w niezadowolenie, krzyczał, że „to jest czort wie co“ i zjawiał się u siostry z miną starszego brata, który przyszedł ją skarcić:
— Cóż u ciebie słychać? — zaczynał ozięble, marszcząc brwi i groźnie patrząc w okno.

108