Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Psiakrew! — zaklął Drucki. Wcale nie było mu na rękę zajmować się teraz jakąś babą, i w dodatku niemą.
Wstał, zaczął chodzić po pokoju i z pasją kopnął tłustego kota, który mu się nawinął pod nogi.
Kot miauknął przeraźliwie, a Drucki zawołał:
— Daruj, Karolu, ale to żądanie nie leży już w granicach przyjętych przeze mnie zobowiązań. To nie ma nic wspólnego ze sprawą... ze sprawą twego... ojcostwa.
Profesor zacisnął wargi, a Drucki dorzucił:
— Nie możesz ode mnie tego wymagać. Jestem do twojej dyspozycji we wszystkim, co może cię utwierdzić w przekonaniu, że świętej pamięci pani Wanda była ci wierną żoną. Tu rozumiem twoje cierpienie i, jako mimowolny ich winowajca, gotów jestem do wszelkich poświęceń. Ale nie zamierzam dla twoich fantazji stawać się pielęgniarką czy guwernantką...
— Poczekaj, Bohdanie — cicho przerwał Brunicki. — Moja prośba nie jest fantazją, jest natomiast ściśle związana ze sprawą, o której mówisz. Poczekaj...
Otworzył biurko i wydostał z niego fotografię.
— Masz, Bohdanie, i przyjrzyj się podobiźnie kobiety, którą chcę polecić twojej opiece.
Drucki zauważył, że ręka profesora drżała.
Przez chwilę obojętnie przyglądał się jej, lecz nagle zbladł, a jego brwi podniosły się w zdumieniu. Spojrzał na profesora:
— Karolu?!...
— Więc widzisz — odetchnął Brunicki i znów przygryzł wargi.
— Ona... ona jest przecież prawie zupełnie podobna do Wandy! — mówił Drucki, wpatrując się w fotografję. — Niesłychane! To prawie jej portret!
— Niezupełnie — wycedził profesor — ale w