Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdjął marynarkę. istotnie, w wielu miejscach widniały duże plamy.
— Co panu? Pokaleczył się pan?
— Nie — odpowiedział krótko.
Dziewczyna wzięła marynarkę do ręki i zapytała:
— A skąd tyle krwi?
— Deszcz taki czerwony padał — zażartował Drucki.
Zrobiła się nagle bardzo poważna i przyglądała mu się w milczeniu.
— No, co się gapisz, mała? — śmiał się. — Wyjm z szafy czarne ubranie i idź spać.
Spełniła jego polecenie, lecz zatrzymała się w drzwiach:
— Proszę pana — zapytała jakimś tajemniczym głosem — a możeby lepiej zaraz zaprać?
— A to się da?
— Póki świeże, to się da. I śladu nie będzie... Czy tylko ojciec nie widział?
Odwrócił się do niej. Stała z marynarką w ręku, a skupiona tajemniczość w twarzy była niezwykle zabawna.
— Bo co ty myślisz, Zośka, że ja kogoś zamordowałem?
Nie poruszyła nawet ustami, lecz było oczywiste, że nie wątpiła w to.
— Nie obawiaj się! Wszyscy żywi i zdrowi. A marynarkę uprać można choćby za parę dni.
— A może lepiej zaraz — nie uwierzyła — strzeżonego Pan Bóg strzeże!
— Ach, ty! Cóż ty, mała, myślisz, że Pan Bóg strzeże mordercy? — zaśmiał się.
— Ja tam nie wiem... Ale lepiej upiorę. Zawsze lepiej, żeby śladu nie było.
— Cóż ci na tem zależy? — zainteresował się.
— No, bo mogą pana nakryć — powiedziała poprostu.