Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ 30

Odrapana dorożka, zaprzężona w starą jasnokościstą chabetę, zatrzymała się przed jednym z ostatnich domów przy ulicy Tarczyńskiej. Załkind, który przez całą drogę’ przynaglał dryndziarza do pośpiechu, szybko wcisnął mu w rękę niklową monetę i kulejąc bardziej niż zwykle, wbiegł do bramy.
Całe pierwsze i ostatnie piętro tej kamienicy zajmował „lokal“ jego siostry Fieni, w sferach ulicznych szeroko znanej pod przezwiskiem Kupczychy. Jakoż godzina była zbyt wczesna na „gości“, a wszystkie pensjonarjuszki jeszcze się wysypiały, otworzyła sama Fienia, potężnych rozmiarów, niebrzydka jeszcze kobieta w papilotach i jaskrawo zielonym szlafroku.
— Nu, nareszcie — powiedziała nieco zniecierpliwionym głosem.
— Oni są? — zapytał Załkind.
Nie odpowiedziała i tylko wzruszyła ramionami jakby ją uraziło powątpiewanie w jej zdolności organizacyjne.
Nie zdejmując kapelusza i palta, przeciwnie, jeszcze bardziej podciągnąwszy kołnierz, wszedł za siostrą do małego, półciemnego i pełnego dymu z tanich papierosów pokoiku. Przy stole, nakrytym czerwoną pluszową serwetą i na dwóch rozbebeszonych łóżkach siedziało kilku mężczyzn, zajętych przyciszoną rozmową. Załkind burknął coś pod nosem i podał każdemu rękę. Jeden z drabów podsunął mu nogą krzesło i kiwnął na gospodynię:
— Daj no flachę, Kupczycha, i zgrychę, byle lepszą.
— Niech będzie — zgodził się Załkind.