Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ze złością i pomyślała: — opanować się, opanować się za wszelką cenę.
Bała się, bała się dopuścić do swej świadomści myśli, że oto traci Druckiego, że wymyka się jej z rak szczęście, szczęście, którego nie odda za żadne skarby, którego nie może oddać, bo jej życie straciłoby sens i wartość.
— O, Boh, Boh, jak ja cię kocham, jak ja cię kocham...
— Dwa złote czterdzieści groszy — powiedział szofer, zatrzymując auto.
— Co? — zapytała nieprzytomnie.
— Dwa czterdzieści.
— Aha, proszę.
Zataczała się, wchodząc na schody:
— Czekaj, żmijo, czekaj!


ROZDZIAŁ 22

Julka tuliła się w ramionach Druckego i na jego jasnej marynarce łzy jej znaczyły się wielu ciemnymi plamami.
— Jestem podła, panie Janku, jestem najpodlejsza z podłych, pan powinien brzydzić się mną, pogardzać... Ale ja tak bałam się o pana. Alicja po tej wiadomości, że pan tu nie wróci, bardzo się zmieniła. Ja ją powinnam kochać i może nawet kocham, ale nie mogę... nie mogę...
— Nie becz, mała, — starał się ją uspokoić — jaka jesteś, taka jesteś i nie wyrywaj sobie włosów z głowy, a staraj się zawsze być sobą. To grunt. Jesteś jeszcze djabelnie smarkata i z wiekiem zmądrzejesz.
— Nie brzydzi się pan mną? — chlipała.
— Ach ty, dzieciaku. Przecie wiesz, że pasjami cię lubię.
— A nie gniewa się pan, że depszowałam?