Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozpacz, że jest zła, niewdzięczna, że ma podłą naturę, lecz ani przez chwilę nie mogła pomyśleć o wyrzeczeniu się swego uczucia dla pana Janka, do którego miała takież prawo, jak i Alicja.
Na trzeci dzień po wyjeździe Druckiego, gdy wyszły rano na spacer, Alicja postanowiła zbadać sprawę.
— Źle dziś spałaś, Julko, — zaczęła — słyszałam, że kaszlałaś.
— Może przez sen — odpowiedziała — dziękuję ci, spałam dobrze.
— Nie mówisz prawdy, Julko — łagodnie odezwała się Alicja.
Dziewczyna milczała.
— Nie mówisz prawdy. Wogóle coś ukrywasz przedemną.
Julka zaśmiała się krótkim ironicznym śmiechem:
— Ja? Alu, my przecie przed sobą niczego nigdy nie ukrywamy.
— Źle mnie zrozumiałaś, Julko. Widzę, że coś przeżywasz, że coś cię nurtuje, coś, powiedzmy, trapi. I, jeżeli chcę wiedzieć co, to nie przez ciekawość, lecz dlatego, że uważam za swój obowiązek czuwanie nad tobą. Od dłuższego już czasu obserwuję w twem zachowaniu pewne zdenerwowanie, niecierpliwość, jaskrawość, a czasem przygnębienie. Jeżeli dopiero teraz mówię o tem, to tylko dlatego, że byłam przekonana, że ty sama, jak zawsze, powiesz mi o tem, co jest przyczyną twoich zmartwień?
— Zmartwień? Cha... cha... cha... Alu, zapewniam cię, że nie mam żadnych zmartwień.
— Jesteś nieszczera.
— Wydaje ci się, Alu.
— A jednak ukrywasz coś przedemną.
Julka zacięła wargi i powiedziała obojętnym tonem:
— Przywidziało ci się.