Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

możesz przypuszczać, bodaj przez jedną chwile, że ja będę się przed kimkolwiek tłomaczyć?!
Skręcili na Krakowskie Przedmieście.
— Wogóle, mój drogi, nie znoszę czułostkowości. Już samo to, że pozwoliłeś sobie ma ten wybryk świadczy, że stanowczo nie odpowiadamy sobie usposobieniami.
— Alu, przecież nie możesz robić mi zarzutów z tego, że chciałem jak najprędzej dowiedzieć się, jak...
— Właśnie z tego robię ci zarzut. Nie rozumiesz tego?!
Była już poirytowana i wsiadając do tramwaju, umyślnie takie zajęła miejsce, że Czuchnowski nie mógł z nią rozmawiać o rzeczach intymnych. Gdyby nie zdrowie Julki, kazałaby mu wysiąść.
— Jakże Julka? — zapytał pochylając się Czuchnowski.
— Zrana miała 37 i pięć. Chciała nawet wstać i iść do szkoły.
— Broń Boże!
— To też nie pozwoliłam. Obawiam się o jej nerki. Już po szkarlatynie przed trzema laty omal nie zapadła na nie. A teraz jeżeli to grypa, to też często rzuca się na miedniczki.
— A spała dobrze?
— Gdzież tam. Znasz ją przecie. Do trzeciej w nocy kuła fizykę.
— Nie powinnaś ma to pozwalać. Dziewczęta w jej wieku łatwo zapadają na błędnicę.
— Mówiłam jej, ale ona ma swój stały argument: — matura. Jak zrobi maturę — powiada — będzie miała czas na wylegiwanie się i wysypianie.
Przy Topolowej wysiedli. Czuchnowski próbował powrócić do przerwanej rozmowy, lecz Alicja z miejsca przerwała.
— Nie nudź. Wiem, co mi jeszcze mógłbyś powiedzieć i wcalem tego nie ciekawa.