Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

resztę — cobyś pan zrobił, gdybyś nie mógł wymiarkować, czy panu dobrze, czy źle?
Szofer, młody chłopak o ściągłej twarzy, zerknął nań z pod oka i powiedział z przyjaznym uśmiechem:
— A no, zrobiłbym to samo, co i pan.
— To znaczy?...
— Ano, poszedłbym do knajpy.
— Masz, bracie, rację.
Publiczności jeszcze nie było i służba mogła zrobić swemu szefowi owację. Znowu zebrali się w westibiulu i po krótkiem przemówieniu Justka, wśród ogłuszających wiwatów zaczęli podrzucać Druckiego do góry. Cieszyli się naprawdę z pomyślnego zakończenia sprawy, a ponieważ ten i ów napomknął coś o „oblaniu“, Drucki oświadczył, że po rozejściu się gości „stawia“ im bibę.
Tecia, która nie brała udziału w ogólnej owacji, spotkała go w gabinecie najradośniejszym z uśmiechów.
— No, mała, — zawołał — wszystko w porządku!
— Jaka jestem szczęśliwa! — złożyła ręce, jak do modlitwy.
Oczekiwała, że Drucki — jak zwykle — przygarnie ją i pocałuje, lecz zawiodła się. Wprawdzie zrobił taki ruch, jakby zamierzał ją objąć, ale schował zaraz ręce w kieszenie i lekko zmarszczył brwi.
— Daj mi mała konjak — powiedział — i każ przynieść z kuchni coś na przekąskę.
— Coś gorącego? — zapytała zdziwiona, gdyż Drucki nigdy tu nic nie jadał.
— Nie, jakieś kanapki, byle prędko i dużo. Jestem głodny.
Tecia postawiła na stole butelkę konjaku i kieliszek, zerknęła na opartego o framugę okna szefa i szybko wybiegła.
Po kilku minutach powróciła z tacą pełną przekąsek.
— Gdzie mam to postawić? — zapytała.