Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak nigdy. Nie mógł go wprawdzie oddać policji, gdyż równałoby się to wydaniu i Kazi, ale ten musi mu zapłacić za wszystko.
Cierżawski cofał się krok za krokiem. Z małych zatłuszczonych powiek, strzelały szybkie, nespokojne spojrzenia, szukające drogi ratunku, na lśniącej twarzy wystąpiły grube krople potu.
Znalazł się już w kącie i jego grube ręce o palcach przypominających serdelki, podniosły się obronnym ruchem.
O sekundę, o ułamek sekundy zapóźno.
Zwarty węzeł pięści mignął błyskawciznym łukiem i ze straszliwą siłą spadł na szeroki nos Cierżawskiego. Niemal jednocześnie druga pięść sztychowem uderzeniem w ogromny brzuch skurczyła jego ciało w wielki kłąb, który pod nieustającemi ciosami zwijał się, falował, przewalał w sobie, zmieniając swój kształt.
— Aaaaa... — charczał Cierżawski.
To, że nie próbował obrony, zwiększyło jeszcze bardziej pasję Druckiego. Olbrzymie chłopisko, zdrowe, niczem wół, a takie niemrawe.
Silnem pchnięciem wyrzucił go na środek pokoju i zaaplikował kilkanaście nowych ciosów, niezwykle bolesnych. Drab wydobył z siebie głuchy ryk i zaczął bezładnie machać rękami.
— Licz zęby! — krzyknął Drucki i potężny cios spadł na szczękę z prawej strony. Cierżawski zatoczył się, lecz nie upadł, gdyż z lewej otrzymał jeszcze silniejsze uderzenie i znowu z prawej, a wreszcie sprawne pod brodę.
Teraz runął na podłogę, jak piorunem rażony, całym ciężarem swoich niemal stu kilogramów. Musiał jednak być niesłychanie wytrzymały, gdyż nie stracił przytomności. Jego oczy żarzyły się wściekością, z grubych ust język wypychał krwawą pianę z wybitemi zębami.