Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, to nic ważnego — odpowiedziałam tonem jak najbardziej obojętnym. — Przyszedł w sprawie tego placu na Żoliborzu. Powiedziałam mu, że męża nie ma w Warszawie i że ja się w interesach nie orientuję.
Ciotka spojrzała na mnie podejrzliwie:
— Nie wyglądał na pośrednika. Raczej na kogoś z arystokracji.
Wzruszyłam ramionami:
— Moja ciociu. Dziś wiele osób z towarzystwa zarobkuje w dziwny sposób. A jeżeli się przyzwoicie wygląda, to prawdopodobnie łatwiej jest zarobkować.
Chcąc zaś obrzydzić ciotce ten temat, dodałam:
— Szkoda, że mi ciocia nie powiedziała, że ten człowiek tak ciocię bardzo zainteresował. Byłabym go cioci przedstawiła.
— Trzymają się ciebie niewczesne żarty — mruknęła ciotka Magdalena i wyszła.
Ponieważ umówiłam się z Totem na trzecią, postanowiłam zrobić mu porządny kawał i zatelefonowałam do Muszki Zdrojewskiej. Na szczęście zastałam ją w domu. Byłyśmy dla siebie tak słodkie, jak dwa kawałki cukru. (Zawsze mówiłam, że ona jest obłudna). Zaprosiłam ją na obiad do Bristolu, nie wspominając wcale o Tocie i mówiąc, że będzie Dominik Mirski i może ktoś z jego przyjaciół. Oczywiście nie mogła mi odmówić. W pół godziny później zajechałam po nią samochodem. Wprost nacieszyć się nie mogłam jej wyglądem: miała fatalnie zrobione brwi i wprost niemożliwy kapelusz. Niechże Toto przyjrzy się nam jednocześnie. Więcej niczego nie pragnę.
Mirski i Toto czekali na nas w hallu, przy czym nastrój od razu stał się kwaśny. Mirski jest pedantem i irytował się z powodu naszego, rzekomo półgodzinnego spóźnienia. Toto był zaskoczony zjawieniem się wraz ze mną Muszki. Robił takie miny, jak indyk przełykający gałki. Na nic innego nie zasłużył.
Na sali był niemożliwy tłok. Gdyby nie zarezerwowany stolik